KATAR I KASZEL ŻŁOBKOWY – NOWA CHOROBA AUTORSTWA ZAPRACOWANYCH RODZICÓW

przez Michalina

Na określenie „kaszel/katar żłobkowy” pierwszy raz trafiłam jakiś miesiąc temu. Od tego czasu to pojęcie pojawiało się w różnych źródłach, ale jakoś nigdy nie przykuwałam do niego większej uwagi. Któregoś razu, słysząc rozmowę dwóch mam w sklepie właśnie na temat „kaszlu żłobkowego”, postanowiłam się wtrącić i dopytać co mają na myśli. Usłyszałam wtedy, że to taki katar i kaszel, któremu nie towarzyszy gorączka i dziecko śmiało może w czasie jego trwania chodzić do żłobka czy przedszkola. Szczęka opadła mi wtedy do ziemi i zaczęłam się zastanawiać czy coś jest nie tak ze mną czy z rodzicami, którzy puszczają dzieci ze ”żłobkową chorobą” do placówek.


Czy istnieje coś takiego jak kaszel lub katar żłobkowy?

Odpowiedź jest jedna jedyna: NIE! Kaszel lub katar to objaw choroby, rozwijającej się lub niedoleczonej. Nawet jeżeli dziecko nie wykazuje innych objawów, nie oznacza, że jego organizm nie jest osłabiony, podatny na choroby lub po prostu nie zaraża, bo akurat rozwija się jakaś infekcja – pamietajmy, że wiele chorób zakaźnych zaczyna się właśnie od takich objawów. Żeby nie rzucać słów na wiatr o opinię poprosiłam dwóch pediatrów ze Specjalistycznego Zespołu Opieki nad Matką i Dzieckiem w Poznaniu – katar czy kaszel żłobkowy nie istnieją! Jest to twór wymyślony przez zapracowanych rodziców, którzy często oddają do placówek swoje dzieci, by móc pójść do pracy. Katar czy kaszel żłobkowy to nic innego jak próba usprawiedliwienia swoich wyborów. Często zwracając takim rodzicom uwagę, można stać się z ich strony ofiarą ataku, bo przecież wiedzą lepiej co dolega ich dzieciom. Co więcej wiele placówek dopuszcza przyprowadzanie dzieci z katarem do żłobka. Jest to praktykowane głównie w prywatnych żłobkach, w których za opiekę trzeba słono zapłacić (niestety od stycznia 2020 większość dofinansowań ze strony państwa została wstrzymana).

Co zatem robić gdy dziecko kaszle i ma katar?

Zdaję sobie sprawę z tego, że sytuacje są różne i wielokrotnie z różnych przyczyn ciężko jest zostawić dziecko w domu, ale jako rodzice powinnismy zapewnić dziecku komfort „chorowania”. Nikt nie zajmie się nim lepiej niż rodzic w domu. Nie wyobrażam sobie puścić dziecka z gilami do pasa do żłobka, by tam musiało się męczyć z cieknącym nosem. To jedna sprawa. Druga sprawa to inne dzieci. Wyobraź sobie, że Twoje dziecko zaraża inne dziecko, tamto kolejne, kolejne zaraża mamę i tatę, kolejne brata i siostrę, kolejne noworodka, z którym mama właśnie wróciła ze szpitala, a kolejne mamę w ciąży, która przez kolejne miesiące będzie martwić się o maluszka. Ja wiem, że u niektórych poziom empatii sięga zera, ale może warto skupić się w życiu na rzeczach naprawdę ważnych a nie tylko na pracy? Sama pracuję w korporacji i widzę wzrok koleżanek i kolegów, gdy mówię, że mam chore dziecko. I wiecie co? Jest mi wtedy przykro, ale wiem, że wynika to z tego, że sami/same nie mają dzieci. Ci którzy znają temat zachowują się zupełnie inaczej. Rozumieją. A ja wiem, że robię to, co dla dziecka jest najlepsze.

Ale to już pozostawiam Tobie.

Pozdrowienia od całej rodziny, która właśnie dzieci „kaszlowi/katarowi żłobkowemu” zmaga się z bostonką.

0 Komentarz
6

You may also like

Zostaw komentarz