PODSUMOWANIE DRUGIEGO MIESIĄCA ROZSZERZANIA DIETY WOJTKA

przez Michalina

Jak wyglądał drugi miesiąc rozszerzania diety Wojtka? Jakie problemy napotkaliśmy po drodze i jakie produkty udało nam się wprowadzić? A może wszystko poszło gładko i bezproblemowo? Chciałabym 🙂


Drugi miesiąc rozszerzania diety był dla mnie chyba najtrudniejszy. Wojtuś nadal nie siedział samodzielnie nawet z podparciem, a ja nie chciałam na siłę sadzać go w krzesełku, by móc w końcu przejść do wymarzonego blw. O ile w pierwszym miesiącu Wojtuś chętnie próbował nowości, o tyle w drugim zaczęło się to, czego najbardziej się obawiałam. Przestał chcieć próbować. Na widok łyżeczki zamykał buzię, a chwilę później nauczył się też, że dobrym sposobem będzie odwracanie głowy. Ale ja się wtedy stresowałam! Wyobrażałam sobie, że za chwilę zacznie się anemia, słabe przyrosty, bo przecież dziecko musi jeść. Zastanawiałam się co robiłam źle. Przy okazji szczepienia zapytałam pediatrę, co robić. Poradziła, by podać Wojtkowi syrop antyhistaminowy, bo leki na alergię zwiększają apetyt. Wtedy pierwszy raz zaświeciła mi się lampka ostrzegawcza, by jednak czasem brać przez palce rady osób, z którymi mamy do czynienia.

Postanowiłam się nie poddawać, zapytać innego pediatry o radę, ale przede wszystkim działać na własną rękę. Pediatra skierowała nas na badania krwi: oznaczenie poziomu żelaza i ferrytyny. Jak się okazało, oba poziomy były lekko poniżej normy, ale nie było krytycznie i nie oznaczało to anemii. Wiedziałam, że jeśli niski poziom się utrzyma, konieczna będzie suplementacja żelaza. Poradziłam się lekarza i usłyszałam, żeby dalej rozszerzać dietę, ale do niczego nie zmuszać. No tak, w końcu do ukończenia 1 roku życia to mleko (KP lub MM) jest podstawą diety niemowlaka. Więc nie zmuszałam. Codziennie gotowałam coś nowego i większość wyrzucałam do kosza. W dobrych momentach Wojtuś zjadał 3 łyżeczki, a ja skakałam z radości. Któregoś razu powiedziałam sobie: “Skończ się kobieto zamartwiać! Dziecko głodne nie chodzi. Ty robisz wszystko dobrze, proponujesz! A przecież o to w tym chodzi, by proponować, a nie karmić na siłę”. I wiecie co? Ulżyło mi. Chyba Wojtuś to wyczuł, bo po pewnym czasie zaczął ze mną współpracować, ale swoją gotowość wyraził dopiero prawie dwa miesiące później.

Co udało nam się wprowadzić w drugim miesiącu rozszerzania diety?

Najlepiej poszło nam z glutenem. Wojtuś dostał do rączki piętkę pszennego chleba i z radością w oczach pochłonął ją całą! Dzięki temu gluten mieliśmy już z głowy. Mięso i jajka wprowadziłam w zupkach. W tych dobrych dniach, gdy zjadał kilka łyżeczek zazwyczaj udawało mi się przemycać te produkty, na których mi zależało. Chociaż nie jest to konieczne wg najnowszych wytycznych, ja podałam Wojtkowi najpierw żółtko, a później całe jajko. Wolałam mieć pewność, że ani żółtko ani białko go nie uczuli. Pasta z awokado i jajka stała się u nas częstym gościem, o ile przy niejadku można tak powiedzieć. Z nabiałem poszło całkiem dobrze, zasmakowało mu połączenie jogurtu z owocami, co zostało mu do dziś. Oprócz tego ten miesiąc był kontynuacją wprowadzania warzyw, owoców, ale także kasz: jaglanej, kuskus, manny, owsianej czy płatków: owsianych, orkiszowych.

Ile razy dziennie proponowałam Wojtkowi posiłek?

Wg wytycznych w drugim miesiącu powinno się proponować posiłek dwa razy dziennie. Ja podawałam pierwszy raz ok godziny po porannym mleku – była to kaszka z owocami, płatki owsiane z owocami lub jogurt, i drugi raz ok 15 – danie obiadowe np. zupa z mięsem lub jajkiem, kasza z warzywami itp. Ważne jest to, że nadal mleko stanowi podstawę żywienia niemowlaka i w żadnym wypadku nie należy zastępować posiłku mlecznego posiłkiem stałym. Zastępowanie posiłków mlecznych może prowadzić do szybkiego odstawienia się dziecka od mleka.

Podsumowanie

Teraz z perspektywy czasu wiem, że zarówno niski poziom żelaza, ferrytyny i pojawienie się pierwszego zęba mogły być przyczynami jego niechęci. Ale myślę też, że przede wszystkim moje dziecko czuło mój stres. Stres, że czuję się winna, że często posiłek kończył się na jednej łyżeczce. Byłam strasznie rozdarta i sfrustrowana. I wiecie to? To był główny błąd, który wtedy popełniłam. Powinnam była odpuścić i pozwolić dziecku decydować o tym, czy zje i kiedy zje. Dopiero gdy to sobie uświadomiłam, zaczęliśmy żegnać się z problemami związanymi z niejedzeniem.

Jeśli mogę coś Wam doradzić, nie zamartwiajcie się. Zaufajcie swoim dzieciom. Nie zmuszajcie ich do niczego. Może akurat mają gorszy czas i próbowanie nowych pokarmów nie jest im teraz potrzebne do szczęścia tak, jak bliskość mamy czy taty? Traktujcie rozszerzanie diety jak przygodę, w której jesteście przewodnikami Waszych dzieci po nowym, pięknym i ciekawym świecie. Dajcie im odkrywać ten świat z radością, inaczej się do niego zniechęcą. Im szybciej to zrozumiecie, tym ta radość przyjdzie szybciej.

0 Komentarz
0

You may also like

Zostaw komentarz